We współczesnym świecie mało kto wyobraża sobie życie bez śmieci. Zastanówmy się przez chwilę ile sami produkujemy odpadków każdego dnia? Ile razy w ciągu tygodnia wyrzucamy pełen worek na śmietnik? Ile takich worków wyprodukowanych przez nas trafia comiesięcznie na wysypisko, na którym będzie się rozkładać setki lat? Te ilości są przerażające! A co jeśli powiem wam, że można żyć we współczesnym świecie produkując jedynie jeden niewielki słoik odpadów rocznie i to jeszcze w 4-osobowej rodzinie?
Jeśli nie wierzycie, że to jest osiągalne proponuję przeczytać co nieco o Bea Johnson – autorce bestsellera „Zero Waste Home” – książki, która od początku do końca zdradza jak ułożyć sobie życie wg filozofii „zero waste”, czyli w dosłownym tłumaczeniu „zero strat”. A co to oznacza w praktyce? Jak można przeczytać na samej górze strony www.zerowastehome.com „zero waste” można rozwinąć w 5 prostych punktów: Refuse (odmawiać), Reduce (redukować), Reuse (ponownie używać), Recycle (poddawać recyklingowi), Rot (gnić). Jak mówi dopisek do tych punktów „and only in that order” – czyli „stosować jedynie w takiej kolejności”. To jest klucz do sukcesu i skutecznego wprowadzenia „zero waste” w swoje życie.
Przyjrzyjmy się zatem bliżej tym pojęciom. „Refuse” czyli odmawianie w tym przypadku polega na powstrzymywaniu się od nabywania rzeczy, które chcemy, ale nie musimy ich mieć. Oczywiście to wymaga wyrzeczeń i z pewnością nie spodoba się osobom, które spontanicznie lubią kupować sobie różne rzeczy. W przypadku „zero waste” zakupy muszą być zdecydowanie bardziej przemyślanie, a części produktów nie należy kupować w ogóle, nawet jeśli mamy na to ochotę. Priorytet mają zatem produkty, które potem można w jakikolwiek sposób przetworzyć. Jeśli jest to niemożliwe należy z nich zwyczajnie zrezygnować.

Państwo Johnson w ich domu Zero Waste Home
Drugi punkt filozofii „zero waste” czyli „reduce” również odnosi się do nabywania dóbr materialnych i oznacza ograniczenie w ich kupowaniu. To niestety kolejne wyrzeczenie – mamy do wyboru albo zrezygnować całkiem z zakupu, albo – jeśli jest już możliwość kupna to zredukować ich ilość. Najlepszym tego przykładem jest kupowane produktów spożywczych. Wielu ludzi w Polsce jeździ do supermarketów, w których robi pełne kosze zakupów. Pół biedy jeśli zakupy spożywcze zostaną zużyte lub zjedzone „na czas”, ale z doświadczenia wiemy, że często zalegające produkty, którym skończy się data ważności zwyczajnie trafią do kosza. Aby zatem ograniczyć takie sytuacje kupujmy tylko to i tylko w takich ilościach, które są nam całkowicie niezbędne. Warto również pamiętać, że to odnosi się również do innych rzeczy jak np. ubrania… Zapomnijcie zatem o szafie wypchanej po brzegi ubraniami.. niestety.
Trzeci punkt „reuse” polega na ponownym używaniu niektórych rzeczy. W dużym uproszczeniu chodzi tu głownie o kupowanie rzeczy wielorazowych i całkowita rezygnacja z jednorazowych. Przykładów jest wiele: od wielorazowych toreb na zakupy, po wielorazowe maszynki do golenia, długopisy z wymiennym wkładem itd. Tutaj akurat nie jest ciężko zmienić swoje przyzwyczajenie. Fakt – wielorazowe produkty kosztują nieco więcej, ale ich koszt amortyzuje się z każdym dniem ich używania.
„Recycle” to dobrze znany termin recyklingu, czyli terminu odnoszącego się do ponownego wykorzystywania rzeczy, które w swoim założeniu wcale nie miały być wielorazowe (w odróżnieniu od „reuse”). Trzeba tutaj również zaznaczyć, że recykling może prowadzić do używania rzeczy w innym zastosowaniu niż były poprzednio zaplanowane co otwiera całą gamę możliwości. Każdy produkt, który można modyfikować ręcznie w domowych warunkach może nam posłużyć do stworzenia czego innego, co w normalnych okolicznościach moglibyśmy kupić. Ponownie wchodzi tutaj aspekt wyrzeczeń, z którymi żyjący wg zasad „zero waste” muszą się pogodzić.
Ostatni element układanki – „rot” – oznacza wprost: „gnicie”. Rzeczy, których nie da się ponownie użyć lub zrecyklingować to najczęściej artykuły spożywcze, zużyty papier, rośliny itp. Wszystkie tego typu produkty możemy składować w postaci kompostu, który rzecz jasna sami powinniśmy sobie stworzyć. Jeśli mieszkamy w domu z podwórkiem nie powinniśmy mieć problemu z wyznaczeniem miejsca, w którym powinno składować się tego typu odpadki. W naturalnych procesach gnicia na powietrzu i pod wpływem temperatur będę one ulegać naturalnemu rozkładaniu i po jakimś czasie mogą zostać użyte do nawożenia ziemi na polu, w ogrodzie lub trawnika zatem ponownie mogą się przydać do konkretnych celów.

Dom państwa Johnson
Spytacie zapewne: po co te wszystkie wyrzeczenia? Przede wszystkim po to, by – będąc odpowiedzialnym za zanieczyszczanie naszej planety – ograniczyć do minimum produkcję odpadków, które piętrzą się na wysypiskach bez szans na rozłożenie się czasem przez setki lat. Po drugie – można w ten sposób swoje życie zmienić na lepsze. Jak mówi sama prekursorka (choć za taką się nie uznaje) Bea Johnson – „po wprowadzeniu zero waste w naszej rodzinie jesteśmy szczęśliwsi i wiedziemy życie oparte o przeżycia i doświadczenia, a nie o posiadanie dóbr materialnych”. Chyba zatem warto, prawda?
Pingback: Jeden słoik śmieci rocznie? Tak, według filozofii Zero Waste nic się nie marnuje! - Oh!me - Magazyn dla kobiet()